Teraz może być już koniec wszystkiego. Dla mnie i tak wszystko się już skończyło Zależy mi tylko na tym aby Patricia była bezpieczna. I będzie. Będzie jak odjadę. Będzie gdy już nie będę w pobliżu. Wchodząc do mojego pokoju trzasnąłem drzwiami. Wszystko co widziałem było rozmazane. To była wina łez. Łez, które kręciły się gdzieś w kącikach oczu. Splotłem moje dłonie na głowie.
Łzy same się polały. Najbardziej utkwił mi w głowie moment, kiedy to Patricia płakała. Prawdziwe łzy smutku. Chwila, kiedy Patricia kazała mi powiedzieć jej prawdę, która nie jest prawdą. Nigdy w życiu się tak nie czułem. Bolało. Wszystkie wspomnienia dawały o sobie znać właśnie w tej chwili...
Musiałem dokończyć pakowanie, skoro wyjeżdżam na stałe. Może kiedyś przyjadę z powrotem. Wtedy kiedy Patricia już o mnie zapomni. Jednak ja obiecałem sobie, że nigdy, ale to przenigdy nie zapomnę mojej Gaduły. Tej dziewczyny, która sprawiła, że poczułem co to miłość. Doznałem tego uczucia. Wiem co to za uczucie. Potrafię opisać słowo miłość. Miłość jest czymś cudownym. Widząc tę osobę, którą darzysz tym uczuciem wiesz, że coś się dzieje. Czujesz to. Po prostu widzisz tę osobę i wszystko się zmienia. Nagle to nie grawitacja cię przyciąga, tylko ona. Wiedziałem tylko jedno, taksówka na lotnisko przyjeżdża jutro o 7.20. Wrzuciłem wszystkie ciuchy z szafy do walizki. Nie miałem już na nic sił. Położyłem się do łóżka i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
Następnego dnia obudził mnie budzik, który nastawiłem na 6.40. Wstałem bez żadnego oporu i marudzenia. I tak wiedziałem co mnie czeka, a więc chciałem to zrobić jak najszybciej. Włożyłem jeszcze potrzebne rzeczy na podróż do torby podróżnej. Udałem się na śniadanie. Szybko zjadłem posiłek, a Trudy kazała mi spakować prowiant na drogę. Podziękowałem jej i pożegnałem się. Poszedłem po walizkę. Kiedy to wyszedłem z pokoju z walizką w ręku w holu czekali już wszyscy mieszkańcy domu. Czas na pożegnanie. Najpierw wszystkie dziewczyny się ze mną pożegnały. Amber i Nina mnie uściskały. Zrobiła to także Joy. Zauważyłem wtedy grymas na twarzy Jeroma. Zerknąłem na każdego po kolei. Byli wszyscy. Oprócz jednej osoby.
- Nie zejdzie?- zapytałem Joy z nadzieją w oczach.
- Przykro mi- odpowiedziała Joy spuszczając wzrok.
Nadeszła pora na chłopaków.
-Cześć stary- powiedział Jerome- Trzymaj się- dodał ściskając mi dłoń
- Dzięki- odpowiedziałem.
Minęło kilka minut. W pewnym momencie do domu wszedł tata. Powiadomił mnie, że taksówka już czeka.
- Cześć wszystkim- powiedziałem spoglądając ostatni raz na wszystkich.
Kierowca wziął moje rzeczy i wpakował je do bagażnika samochodu. Spojrzałem jeszcze raz na dom Anubisa i wsiadłem do auta. Czekałem teraz tylko na ojca, który musiał coś jeszcze załatwić.
Oczami Patrici
Obudziłam się za oknem było już jasno. Czułam się okropnie. Spojrzałam na zegarek była 7.25. Wstałam z łóżka. Szybko wrzuciłam coś na siebie. Do pokoju weszła Joy.
-Hej- powiedziałam
-Hej. Dopiero teraz wstałaś?- zdziwiła się Joy
- No tak, gdzie byłaś?- zapytałam
-Pożegnać się- odpowiedziała
- Z kim?- zapytałam
- No z Eddiem- Joy zerknęła na mnie dziwnie
- Aha z nim. Czeekaj, czekaj... Co? Już odjechał?
- Tak już jest w taksówce.
Nie odpowiedziałam. Otworzyłam drzwi i ruszyłam na dół. Chciałam z nim jeszcze porozmawiać. Naprawdę bolało mnie to, że tak mnie po prostu zostawia, że już mnie nie kocha, ale chciałam powiedziec mu tylko " do widzenia". Zatrzymałam się jeszcze na górze. W holu stali Victor i Sweet.
- Świetnie to wymyśliłeś Eryku. To całe przedstawienie. Największa głupota jaką kiedykolwiek słyszałem, to żeby Osirian wyjeżdżał bo jego moce są groźne i mogą być niebezpieczne dla jego najbliższych. Naprawdę nie do wiary Eryku, że w to uwierzył!
- Tak, tak zgadzam się Victorze.
-Najlepsze jest to, że zdobędziemy moc Osiriona! Stokroć silniejszą i lepszą.
-Ohh, taak, tak.
Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Sweet wyszedł. Chwilę później usłyszałam jak taksówka odjeżdża.
Najszybciej jak mogłam ruszyłam na dwór, żeby zatrzymać samochód. Niestety nie zdążyłam. Taksówka już odjechała. Poczułam silny ból. Pojawiła się panika. Nie wiedziałam co robić. Postanowiłam pobiec za samochodem. Przecież do lotniska jest tylko pare kilometrów. Biegłam, a z sekundy na sekundę było mi bardziej ciężko i byłam słabsza, ale dawałam z siebie wszystko. Wiedziałam ile od tego zależy. Po 10 min szybkiego biegu padałam z sił. Zauważyłam taksówkę. Zadyszana poprosiłam, żeby kierowca zawiózł mnie na lotnisko. Po 5 minutach byłam na miejscu. Zapłaciłam i ponownie pobiegłam szukać Eddiego. Jego samolot startował o 8.30. Spojrzałam na wielki zegar, który był na jednej ze ścian. Była godzina 8.25.
- O mój Boże! Gdzie jesteś Eddie?
Wokół mnie było pełno obcych ludzi. Nie wiedziałam gdzie jestem. Nie wiedziałam czy zdążę znaleźć Eddiego na czas, czy już nigdy go nie zobaczę. To było straszne. Obraz przyszłości w mojej głowie bez Eddiego był straszny. W oczach pojawiły się łzy. Biegłam dalej przepychając się przez tłum ludzi, którzy patrzyli na mnie jak na jakąś idiotkę. Można tak było stwierdzić po moich niechlujnych, nieuczesanych włosach, po zapłakanej twarzy. W mojej głowie była teraz tylko jedna myśl i jeden jedyny cel. Znaleźć Eddiego...Hej! Nie dodałam w tamtym tygodniu tylko w tym. Przepraszam jeśli ktoś na niego czekał w tamtym tygodniu, ale dostał go dopiero dzisiaj. No kochani 6 komentarzy. Plus oczywiście moje odpowiedzi do komentarzy czyli 12 komentarzy. Szczerze powiedziawszy liczyłam i myślałam, że będzie więcej ze względu na to jak się nad tym opowiadaniem napracowałam i że było takie emocjonalne. Tak więc komentujcie, nie bójcie się napisać coś typu " Świetne opowiadanie! Kiedy następne?" bo to nic was nie kosztuje, a mnie naprawdę motywuje i cieszy, a także inspiruje do napisania kolejne opowiadania lepszego nić poprzednie. Gdy wchodzę na bloga i widzę, że jest nowy komentarz to na mojej twarzy pojawia się uśmiech, a gdy go czytam to myślę sobie " Kurczę, chyba im się to naprawdę podoba! Biorę się za pisanie następnego!" Tak więc kochani komentujcie. Kocham Was! Zapraszam także tutaj :) Pa :*